wtorek, 10 października 2017

15 kilometrów

We wtorek tydzień temu zrobiłem, według map Google, 15 kilometrów spacerem. Jeśli za spacer można uznać szarżę wkurwionego mastodonta przez miasto.

Jak pewnie zauważyliście (jeśli przeczytaliście którykolwiek z wcześniejszych postów) poszukiwałem nowego mieszkania na wynajem. Proces, który powinien być w miarę prosty urósł do rozmiarów poszukiwania świętego Graala. Jedno z potencjalnych mieszkań miałem oglądać we wtorek o 17:30.

Przybyłem na miejsce, uprzednio upewniwszy się, że wszystko jest aktualne. Stojąc pod budynkiem zadzwoniłem do właściciela, który poinformował mnie, że właśnie podpisuje umowę.

Nie jest łatwo doprowadzić mnie do furii. Szanownemu właścicielowi się udało. Celem wyrzucenia z siebie złych emocji ruszyłem do domu spacerem. Ok 6 kilometrów, tempem szybkim. W deszczu. To, że się nie przeziębiłem jest zasługą jedynie niezłej odporności organizmu, którą się cieszę od dziecka. O dziwo - pomogło. Po dotarciu do domu w miarę spokojnie usiadłem do komputera i po raz kolejny przejrzałem ogłoszenia.

Wygląda na to, że przejrzałem je skutecznie. Po kolejnych kilometrach (łącznie, jak wspomniałem, 15) obejrzałem piękne mieszkanie na warszawskim Mokotowie. Wczoraj skończyliśmy przewozić rzeczy.

Zmieniając temat. Swoim zwyczajem podczas pierwszej kawy danego dnia przejrzałem newsy z Polski i ze świata. Ciekawa konstrukcja swoją drogą, sugerująca, że Polska do świata nie należy. Dzięki usilnym staraniom obecnej władzy stwierdzenie to jest coraz bardziej prawdziwe. Dygresja, wróćmy do tematu. Przeczytałem kilka artykułów, w tym jeden opisujący zeszłowtorkowe wydarzenia, wbrew pozorom luźno łączące się z tematem, który poruszyłem na samym początku. Wtorkowe oglądanie mieszkań było mocno utrudnione przez protesty w obronie praw kobiet w naszej pięknej ojczyźnie. W środę natomiast władze Kaczogrodu musiały odpowiedzieć, jak zwykle w sposób kulturalny i pełen finezji. Do siedzib kilku organizacji zaangażowanych we wtorkowe protesty weszła policja, pod pretekstem sprawdzenia dokumentacji. Oczywiście zupełnym przypadkiem sprawdzenie to odbyło się we wszystkich siedzibach tego samego dnia, dzień po proteście.

Być może po następnej demonstracji odbędą się aresztowania. Niektórzy z aresztowanych spadną w areszcie ze schodów. Trzy razy. Inni, skruszeni bezmiarem swego przewinienia popełnią samobójstwa. Wzorców do naśladowania Kaczyński ma sporo, działania funkcjonariuszy dzielnie utrwalających poprzedni ustrój są dobrze udokumentowane, a w razie braków w dokumentacji może przecież poprosić o podpowiedź swojego kolegę Piotrowicza.

Jutro na ten przykład odbyć ma się proces osób, które "utrudniały przemarsz" faszystów z ONR. Swoiste kuriozum. Podstawą do tworzenia prawa w naszym pięknym kraju (w teorii oczywiście) jest Konstytucja RP. W konstytucji tej jak byk stoi, cytuję: "Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa." Artykuł 13 Konstytucji, jakby ktoś był ciekaw. Poniżej konstytucji mamy różniste ustawy, w tym kodeks karny, którego artykuł 256, ustęp 1 mówi: "Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2." W normalnym państwie, kiedy grupa obywateli łamie prawo, a inna grupa jej w tym przeszkadza, organy państwowe wspomagają tych przeszkadzających, a łamiących prawo każą. Niestety, Polska normalnym państwem, jak widać, nie jest. W Polsce osoby łamiące prawo mają pełne poparcie władzy, natomiast osoby walczące o przestrzeganie wspomnianego prawa trafiają przed sąd.

Sąd, jak już pisałem ostatnio, jest kolczastą szyszką (nie mylić z ministrem środowiska) w dupie miłościwie nam panujących. Mam wielką nadzieję, że jutro sędzia stanie na wysokości zadania, a szyszka przerodzi się w solidnych rozmiarów jeżozwierza. Czas pokaże. Postaram się wrócić do regularnego pisania, tygodniowa dziura w postach wynikała z perturbacji związanych z przeprowadzką. Wybaczcie, proszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz