niedziela, 13 marca 2022

Przypadki

 Nie pisałem tu od bardzo dawna. Dawno też przestałem oszukiwać siebie i innych, że publikacje nabiorą jakiejkolwiek regularności. Żyćko.

Nie jest tak, że nie mam o czym pisać. Szczerze mówiąc tęsknię za chwilami, w których nie miałem. Zaraza, wojna, głód i śmierć szaleją sobie w najlepsze. Żyć nam przyszło w wielce ciekawych czasach.

Napiszę dziś o czymś, co teoretycznie nie wiąże się z obecną sytuacją. Jednocześnie wiążąc się bardzo silnie. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, jak mówi stare przysłowie. Cytowane z resztą w wielkim bólu dupy, gdyż przysłów nie znoszę jak maili z poprawkami o 8 rano w poniedziałek.

Korzystając z leniwej i dość melanholijnej niedzieli spojrzałem okiem umysłu na ostatnie dwadzieścia kilka lat życia, szukając jakiejś uniwersalnej prawdy. Jedyna, ale wielce istotna jest taka: wszystko to dzieło przypadku.

Poza faktem, iż posiadam naprawdę dobrych i kochających rodziców (na co, oczywiście, nie miałem wpływu) wszystko, co w tej chwili mogę zapisać po stronie plusów w swoim życiu powstało w wyniku zupełnych i drobnych przypadków.

Przyjaciele, z którymi mam regularny kontakt i na których zawsze mogę liczyć? Ot, wszedłem gdzieś tam do sklepu z figurkami, gdy nudziło mi się na przerwie lunchowej. Pojechałem na szkolenie motocyklowe, które nie było mi do niczego potrzebne. Wrzuciłem post na forum (czasy pre-fejsbukowe), że potrzebuję pomocy przy filmie. Ktoś (z dużej litery ten Ktoś) post akurat przeczytał. Przypadek.

Praca, w której w końcu się odnalazłem i w której nie mam co chwila ochoty zakopać któregoś ze współpracowników w ogródku? Napisałem posta na fb. Przy moich zasięgach wynoszących przy dobrych wiatrach kilkadziesiąt osób solidnym przypadkiem było, że ktoś zainteresowany w ogóle ten post przeczytał.

Daje mi to do myślenia. Czy w ogóle planowanie czegokolwiek ma jakiś sens?

środa, 16 stycznia 2019

Odpadło mi serduszko

Przed chwilą wróciłem z porannego fajka. Zdjąłem kurtkę, patrzę, a tu na ziemi leży serduszko. Odpadło.

Leżało na ziemi, takie zwinięte w rulonik i ubrudzone roztopionym śniegiem, który przyniosłem na butach.

Tak się składa, że z racji swojego zawodu dużą wagę przywiązuję do symboli. W filmie symbole mają ogromne znaczenie. Ciężko mi znaleźć jakąkolwiek pozytywną symbolikę odpadania serduszka, które nosiłem na kurtce od paru dni.

Takie serduszka nosiłem raz do roku od kiedy gra WOŚP. Jako mały gówniarz nie rozumiałem dużej części idei, ale podświadomie wiedziałem już, że takie serduszko na kurtce to coś fajnego, drobny powód do dumy.

Co prawda jako dzieciak nie miałem z czego być dumnym - do puszek wolontariuszy pieniądze wrzucali rodzice, nie ja, pamiętam jednak, jak miłe uczucie towarzyszyło mi gdy pierwszy raz mogłem do puszki wrzucić własne pieniądze. Własnoręcznie zarobione, nie wydębione od taty czy mamy. Nie pamiętam, jaka to była kwota, w skali całego WOŚP bardzo niewielka. Miałem jednak pewność, że z takich właśnie niewielkich kwot zbieranych w całym kraju powstaje coś wielkiego.

Nie znam drugiej akcji, która tak jednoczyła ludzi. W kraju, w którym skłonność do waśni i sporów wysysamy z mlekiem matek raz w roku wszystkie różnice w poglądach odwieszane były na kołek, i cały kraj szedł ramię w ramię by wspomóc szczytny cel. Nikt nie pytał, na kogo głosowałeś, czy i do jakiego kościoła chodzisz i czy lubisz muzykę klasyczną, czy może disco polo. W tych kilku dniach co roku sprawa była prosta - masz serduszko na kurtce, więc masz je też pod nią, ergo - jesteś w porządku.

Od kiedy żyję (a trochę już na tym świecie spędziłem) nikt nie okazał się tak nieczułym chujem, by powiedzieć publicznie coś złego o WOŚP. Jeśli nawet gdzieś w pipidówie dolnej znalazł się taki ktoś, był szybko uciszany, żeby nie przynosił wstydu. Potem nastały jednak niepodzielne rządy PiS-u.

Podobnie jak wielu publicystów i dziennikarzy starałem się ważyć słowa tak, by nie spaść do poziomu retoryki miłościwie nam panujących. Niestety, mendy rządzące i ich propagandowe tuby skrupulatnie to wykorzystały. "Szanujecie ciszę nad trumną? Super, więcej przestrzeni dźwiękowej dla nas!".

Niestety, popełniliśmy błąd. Stanęliśmy do honorowego pojedynku, w którym przeciwnik nie posiada ni honoru, ni kręgosłupa moralnego. Smutne to bardzo, tak jak smutna jest cała obecna sytuacja, ale czas najwyższy założyć gorset na wspomniany kręgosłup, honor odwiesić na kołek, i zacząć za przeproszeniem napierdalać rządzących i ich kolegów prosto w szczepionkę. A jak upadną kopać dalej aż będziemy mieli pewność, że się nie podniosą.

Oczywiście według takiej na przykład Krysi P. nawołuję obecnie do nienawiści. Nie przejmuję się tym jednak. Według Krysi do nienawiści nawołuje nawet Jurek Owsiak. Człowiek, który wszystkim co robi w życiu umieszcza się od nienawiści jak najdalej. Bajdurzenie Krysi umieścić należy tam, gdzie umieszczamy bajdurzenie wszelkiego rodzaju osób odciętych zupełnie od realności.

Każda sensowna grupa ludzi, czy to partia polityczna, czy stowarzyszenie, czy po prostu grupa kumpli chodzących wspólnie co weekend na bilard szybko wykluczyłaby ze swojego grona taką Krysię. PiS jednak sensowną grupą ludzi nie jest. Co gorsza Krysia jest im bardzo potrzebna. Jednocześnie Kaczyński i Duda mogą zrobić buzię w podkówkę i składać kondolencje rodzinie, a Krysia dalej pluje jadem, pilnując, by gorący ogień nienawiści w sercach twardego elektoratu na chwilę nawet nie przygasł.

Nie mam odpowiedniej wiedzy by oceniać co kierowało mężczyzną, który zamordował prezydenta Adamowicza. Mam natomiast wiedzę by ocenić to, co doprowadziło do sytuacji w której ludzie mordują się publicznie i są z tego dumni. Promowanie organizacji bazujących na nienawiści. Publiczne lincze i opluwanie wszystkich, z którymi PiS-owi nie po drodze. Umarzanie postępowań odnośnie aktów rasizmu lub gróźb pod adresem "gorszego sortu", jak by to pięknie ujął Jarosław K. Prezydent Adamowicz co chwila otrzymywał takie groźby. Nie On jeden z resztą. Co zrobiła z tym prokuratura Ziobry? Umorzyła postępowanie. Nie dopatrzyła się znamion przestępstwa. Ciekawe, czy gdyby taki "akt zgodnu" wystawić Kaczyńskiemu, Ziobrze lub Maciarowi prokuratura równie chętnie umorzyłaby postępowanie. Śmiem wątpić. Sądzę, że odbyłoby się bardzo dynamiczne i sprawne postępowanie, aresztowania i popisowy proces zakończony surowym wyrokiem.

Nie namawiam nikogo (wręcz przeciwnie) do wypisywania sztucznych aktów zgonu. Tych prawdziwych jest ostatnio aż za dużo. Namawiam natomiast by od teraz z całą stanowczością odpowiadać na mowę nienawiści ze strony PiS-u. Zapomnijmy na chwilę o żałobie, o tym, co wypada, a co nie, i skopmy tyłki tej zarazie, zanim ona skopie tyłki nam...

piątek, 11 stycznia 2019

Dzik jest dziki

Od kilku co najmniej dni tematem numer jeden są w moim pięknym nadwiślańskim kraju dziki. Zwykłe, ordynarne kudłate świnki. Na pewno bardzo sympatyczne, ale wątpię, czy same z siebie skłoniłyby tak dużo osób do myślenia o nich 24/7, z małą przerwą na papierosa.

Miłościwie nam panujący postanowili jakiś czas temu, iż skoro świnki chorują na jakąś chorobę, należy odsrzelić możliwie dużo dzików, skupiając się na dzikach-mamusiach. Pomysł na poziomie, do którego miłościwie nam panujący zdążyli nas przyzwyczaić.

Problem w tym, że gdy debilne pomysły rządzących dotykają nas, obywateli, w pewnym sensie sami sobie jesteśmy winni. A czemu winne są biedne dziki?

Oczywiście równie liczni są obrońcy kudłatych świnek jak i ci, którzy twierdzą, że odstrzał dzików jest niezbędny. Nie będę ukrywał co sądzę o osobach dokonujących tegoż odstrzału, ale w myślach zawsze pojawia mi się wtedy SS-man zaganiający pochwyconych "wrogów" pod ścianę.

Wiele osób podnosi argument, iż w każdym roku planowany jest odsrzał sympatycznych dzików, i zaplanowane circa dwieście tysięcy sztuk nie jest nadzwyczaj wysoką liczbą. Zadaję sobie pytanie: jak nieczułym skurwysynem trzeba być by w ogóle planować odstrzał kogokolwiek?

Wyrosłem już co prawda z pomysłów typu "wziąć maczetę, udać się do najbliższego lasu i zaczaić na pierwszego z brzegu myśliwego". Uważam jednak, że czasy w których człowiek musiał biegać z dzidą do lasu by upolować coś do zjedzenia dawno minęły. Jedyny powód, dla którego ludzie tak robią, to zamiłowanie do tego typu aktywności. Przeważnie ludzi, którzy mają zamiłowanie do zabijania zamyka się w szpitalach psychiatrycznych w izolatce i próbuje takie myśli z głowy wyjąć. Niestety, w wyżej wymienionym przypadku psychopaci zamiast pomocy lekarskiej otrzymują do ręki broń. Broń, pozwolę sobie nadmienić, niezwykle groźną. Żadne inne pozwolenie na broń, sportową czy osobistą nie daje dostępu do tak śmiercionośnych narzędzi jak te, którymi dysponują myśliwi. Ogromne kalibry, amunicja karabinowa, śrut... Dla porównania, policjanci patrolujący ulice posiadają broń o ułamku tej skuteczności. Nie wiem jak Wy, ale ja nie czuję się pewnie wiedząc, że w Polsce hasają sobie wesoło tysiące psychopatów mających legalnie dostęp do bardzo skutecznej broni i amunicji do niej. Tym optymistycznym akcentem - do następnego.

środa, 9 stycznia 2019

Zima jeszcze gorsza

Ho ho ho, merry fuckin' nothing. Zaczął się 2019 rok. Tak się składa, że rok kończy i zaczyna się w paskudnym dla mnie okresie zwanym powszechnie zimą. Wiele zwierzątek jest bardzo mądrych, i ten podły okres przesypia. Ptaszyska bywają jeszcze mądrzejsze, i po pierwszych oznakach zbliżającej się zimy spierdalają do ciepłych krajów.

Na taktyczną spierdolkę do ciepełka brakuje mi niestety budżetu, przespać zimy z anatomicznych względów nie mogę. Mój rekord to 22 godziny, po wcześniejszej pracy przez kilka dni bez snu. Nic przyjemnego, nie zalecam.

Poza oczywistym negatywnym efektem, jakim jest niemożność jazdy na motocyklu zima ma jeszcze jeden paskudny efekt. Branża kreatywna zamiera. Wszystko odkładane jest na później. A bo po świętach, a wtedy to już w zasadzie po nowym roku, a po nowym roku to już może po feriach, i tak dalej. W efekcie zimą nie bardzo jest co robić, a od siedzenia w domu idzie dostać pierdolca.

Rok temu z niewielkim haczykiem zrobiłem podsumowanie roku 2017. Opisałem w nim trzy punkty będące namiastką postanowień noworocznych.

1) do maksimum wykorzystać sezon motocyklowy (podróże małe i duże)
2) zrobić dużo fajnych zdjęć (modelki cnotki mogą wy***ć)
3) pozbyć się oponki

W sezonie 2018 udało mi się wykręcić około 15 tys kilometrów na motocyklu. Jeździłem 31 grudnia, jeździłem 1-go stycznia 2019, więc tu mogę spokojnie postawić plus.

2018 nie był może rokiem wypełnionym po brzegi fotografią, ale na ilość zdjęć nie mogłem narzekać. Drugi plus.

Oponka ma się dobrze.

2/3 to nie taki zły wynik, nie sądzicie? Mogło być gorzej, mogło być lepiej. Miejsca na lepiej jest mniej, więc dość łatwo spojrzeć na to optymistycznie.

Rok 2019 odbędzie się bez postanowień dotyczących życia. Postanowienie dotyczyć będzie tego bloga. Będę pisał więcej. See you soon.

piątek, 22 czerwca 2018

Mundial-srundial i cenzura

Piłkę nożną mam gdzieś. Fakt, który nie zmienił się od moich narodzin, więc sądzę, że w przyszłości również się nie zmieni. Na co dzień nie stanowi to żadnego problemu, jeden lubi oglądać stadko facetów goniących napompowany kawałek zdechłego zwierzaka, inny woli oglądać stadko facetów na motocyklach zasuwających w kółeczko. De gustibus.

Niestety, na czas Mundialu ciężko jest odciąć się od piłki nożnej. W każdej restauracji, kawiarni czy pubie musi koniecznie znajdować się strefa kibica, wszystkie centra handlowe i markety wypchane są piłkarskimi gadżetami dla ludzi, którzy co prawda od lat nie ruszyli się z kanapy dalej niż do lodówki po piwo, ale przy każdym golu dumnie mówią "strzeliliśmy!". Śmiać się chce i rzygać.

W zeszły weekend udałem się, celem ucieczki przed rzeczywistością, na festiwal Cytadela. Na wspomnianym festiwalu udało mi się w końcu zrobić sesję foto. Pozowały dwie modelki, posiadające na sobie niewielkie strzępki odzienia. Zdjęcia wyszły całkiem w porządku (możecie je obejrzeć tutaj), więc postanowiłem zamieścić je również na portalu społecznościowym zwanym twarzoksiążką.

Portal ten rządzi się swoimi, dość kuriozalnymi zasadami. Możesz wrzucić zdjęcie dzieci z miejsc objętych wojną, mogą nawet na tym zdjęciu być to dzieci nie do końca żywe. Możesz wrzucić zdjęcie tonących uchodźców. Za zdjęcie prezentujące kobietę w stroju, w którym wyszła z łona matki dostaniesz jednak srogiego bana, a zdjęcie zostanie usunięte. Wiedząc o tym, wykorzystałem zaawansowaną technologię, celem ocenzurowania zdjęcia. Niestety, fakt ten umknął algorytmom portalu, w wyniku czego wspomnianego bana otrzymałem. Na krótko, ponieważ w ciągu jednego dnia misiaczki z twarzoksiążki ogarnęły, że coś im nie wyszło, i bana zdjęły. Jakby to powiedział Obelix "ale głupi ci moderatorzy".

Następne zdjęcia - jak bóg da, a partia pozwoli. Czyli jak tylko znowu znajdzie się modelka, która nie widzi nic złego w pozowaniu bez ubranek. Statystycznie - za mniej więcej rok.

poniedziałek, 7 maja 2018

Majóweczka proszę Państwa

Powoli, powolutku dobiega końca posiekana majóweczka. Oczywiście niektórzy mieli to szczęście, że dostali wolne w poniedziałek, środę i piątek, uzyskujący tym samym dziewięć dni wolnego. Rozważałem tą opcję, ale biorąc pod uwagę zupełne znudzenie większością otaczającego mnie świata, wolałem posiedzieć w firmie. Można sobie wtedy uporządkować dzień, najpierw kawa, potem maile, potem kawa i papieros, potem znowu maile, i kawa, i papieros, a potem dla odmiany papieros bez kawy, i znowu trochę maili. Niewiele, bo spora część klientów skorzystała z opcji dziewięciodniowego weekendu.

Zastanawiam się, jak nudne musi być moje życie, skoro od wolnego wolę udać się w spokoju do pracy, gdzie przynajmniej mogę wpaść w szpony rutyny, i robić to, do czego w ciągu kilku ostatnich miesięcy zdążyłem się przyzwyczaić.

Dni wolne, poza obowiązkowym weekendem miałem dwa, wtorek i czwartek. We wtorek, między bogiem a prawdą, nie pamiętam, co robiłem, wnoszę więc, że nie było to ani trochę interesujące. W czwartek udałem się na wycieczkę do zamku w Oporowie.

Zamek w Oporowie wygląda tak:


Mógłbym w takim mieszkać. Odpowiednia powierzchnia, ładny wystrój, jehowi nie przychodzą i jest gdzie hodować krokodyle. W fosie znaczy, nie w sypialni. Choć patrząc na mój gust do płci pięknej, może krokodyle byłyby lepsze. Na pewno mniej gadają, a to znaczący plus.

Wracając zostaliśmy oczywiście dokumentnie zmoczeni przez burzę. Z jakiegoś powodu uznałem, że nie pada jeszcze tak mocno, i nie zamknąłem szyby w kasku. Uczucie, gdy ogromna kropla wpada do oka, i wypłukuje z niego soczewkę kontaktową - bezcenne. Generalnie w burzy jedzie się śmiesznie, dopóki nie ma kolein. Na trasie z Oporowa do Warszawy koleiny były. Jakby ktoś jeździł tamtędy hitlerowskim czołgiem. Regularnie, co niedziela do kościółka. Plus taki, że moc pozostałych motocykli ograniczała prędkość do 80km/h, więc nie wpadło mi do łba odkręcić mocniej, żeby skrócić czas jazdy.

Powróciliśmy do Warszawy, kończąc tym samym majówkę. W weekend jakieś MotoGP, niestety Marquez nie zaliczył gleby. Dwadzieścia okrążeń powtarzania "skuś baba na dziada" nic nie dało. Smuteczek.

Z dobrych wiadomości - dziś pojechałem sobie do pracy buspasem, całkiem legalnie. Władze Miasta Stołecznego postanowiły testowo otworzyć dwa buspasy dla motocykli. Zawsze coś :) Do następnego.

wtorek, 24 kwietnia 2018

Ludzie są pojebani

Kiedyś, jako młody wielce szczyl pracowałem w pewnym sklepie z aparatami fotograficznymi oraz wszelkim innym fotograficznym szpejem. Dobrze mi się tam pracowało, ludzie byli sympatyczni, generalnie czasy te dobrze wspominam. W sklepie razem ze mną pracował Robert, doświadczony handlowiec, który dość często (przeważnie po wyjściu klienta ze sklepu) zwykł mawiać "ludzie są pojebani". Miał rację. Ludzie są pojebani. En masse. Pojedynczy ludzie co prawda bywają niepojebani, ale stado ludzi pojebane będzie zawsze.

Najbardziej pojebani okazują się ludzie, którzy wydają się do bólu normalni. Mam taką znajomą (teraz już byłą znajomą). Poznaliśmy się wiele lat temu na jakichś nagraniach, teraz wymyśliła sobie zostać reżyserem. Poszła do pewnej słabej szkoły. Niestety, szkoły filmowe w Polsce przeważnie są słabe. Ta jednak jest słaba wyjątkowo. Spędziła tam pewien czas, by uwieńczyć całość filmem dyplomowym. Po zastanowieniu zgodziłem się pomóc jej jako operator, ba, zgodziłem się nawet użyczyć sprzętu.

Na planie pojawił się pierwszy pojebany człowiek, w osobie aktora. Aktor wcielał się w główną rolę, w przerwie od gry w podrzędnym teatrze oraz wcielania się w równie podrzędną rolę w jeszcze bardziej podrzędnym serialu. Dostał jednak główną rolę, więc był nadęty, skupiony na sobie i tak ważny, jakby los całej branży filmowej zależał tylko od niego. Źle trafił, chłopina biedny, gdy uznał, że tak, jak opierdala wszystkich na planie, może opierdalać mnie. Dostał zwrotkę, na chwilę mu się odechciało.

Srogich doznań nie wystarczyło mu jednak na długo, kolejnego dnia zdjęciowego wyjechał z podobnym zachowaniem. Tym razem, zamiast po raz kolejny tłumaczyć mu, że jego narodziny były jakąś pomyłką genetyczną, i takie pomyłki należy naprawiać, po prostu pożegnałem się z ekipą i zszedłem z planu. Uznałem jednak, że będę fair wobec znajomej, i pożyczony sprzęt pozostawiłem do zakończenia zdjęć. Miał zostać dostarczony do mnie do domu. I został.

Obiektyw, rzecz bardzo cenna, otrzymałem w stanie kompletnej ruiny. Ktoś złośliwie pociął go ostrym narzędziem, nie próbując nawet udawać, że uszkodzenie powstało przypadkiem. Znajoma po telefonie powiedziała lakonicznie "zapytam chłopaków". Oczywiście nic z zapytania nie wyszło, wypięła się, odmówiła wzięcia odpowiedzialności za to, co się wydarzyło, nie wywiązała się również z innych ustaleń związanych z filmem. Wieś tańczy i śpiewa.

Kolejna pojebana. Niestety, coraz częściej mam wrażenie, że ludziom pomagać nie należy, bo jedyne, co można wówczas uzyskać, to przysłowiowy kopniak w dupsko. W mojej naturze jednak jest wspieranie osób w moim otoczeniu. Wychodzę z założenia, że jeśli ludziom w moim otoczeniu będzie się działo lepiej, to i mi również się poprawi. Naiwne to i głupie, ale tak już mam. Nikt nie jest doskonały. Sprawą zniszczonego obiektywu zajęła się policja.