poniedziałek, 7 maja 2018

Majóweczka proszę Państwa

Powoli, powolutku dobiega końca posiekana majóweczka. Oczywiście niektórzy mieli to szczęście, że dostali wolne w poniedziałek, środę i piątek, uzyskujący tym samym dziewięć dni wolnego. Rozważałem tą opcję, ale biorąc pod uwagę zupełne znudzenie większością otaczającego mnie świata, wolałem posiedzieć w firmie. Można sobie wtedy uporządkować dzień, najpierw kawa, potem maile, potem kawa i papieros, potem znowu maile, i kawa, i papieros, a potem dla odmiany papieros bez kawy, i znowu trochę maili. Niewiele, bo spora część klientów skorzystała z opcji dziewięciodniowego weekendu.

Zastanawiam się, jak nudne musi być moje życie, skoro od wolnego wolę udać się w spokoju do pracy, gdzie przynajmniej mogę wpaść w szpony rutyny, i robić to, do czego w ciągu kilku ostatnich miesięcy zdążyłem się przyzwyczaić.

Dni wolne, poza obowiązkowym weekendem miałem dwa, wtorek i czwartek. We wtorek, między bogiem a prawdą, nie pamiętam, co robiłem, wnoszę więc, że nie było to ani trochę interesujące. W czwartek udałem się na wycieczkę do zamku w Oporowie.

Zamek w Oporowie wygląda tak:


Mógłbym w takim mieszkać. Odpowiednia powierzchnia, ładny wystrój, jehowi nie przychodzą i jest gdzie hodować krokodyle. W fosie znaczy, nie w sypialni. Choć patrząc na mój gust do płci pięknej, może krokodyle byłyby lepsze. Na pewno mniej gadają, a to znaczący plus.

Wracając zostaliśmy oczywiście dokumentnie zmoczeni przez burzę. Z jakiegoś powodu uznałem, że nie pada jeszcze tak mocno, i nie zamknąłem szyby w kasku. Uczucie, gdy ogromna kropla wpada do oka, i wypłukuje z niego soczewkę kontaktową - bezcenne. Generalnie w burzy jedzie się śmiesznie, dopóki nie ma kolein. Na trasie z Oporowa do Warszawy koleiny były. Jakby ktoś jeździł tamtędy hitlerowskim czołgiem. Regularnie, co niedziela do kościółka. Plus taki, że moc pozostałych motocykli ograniczała prędkość do 80km/h, więc nie wpadło mi do łba odkręcić mocniej, żeby skrócić czas jazdy.

Powróciliśmy do Warszawy, kończąc tym samym majówkę. W weekend jakieś MotoGP, niestety Marquez nie zaliczył gleby. Dwadzieścia okrążeń powtarzania "skuś baba na dziada" nic nie dało. Smuteczek.

Z dobrych wiadomości - dziś pojechałem sobie do pracy buspasem, całkiem legalnie. Władze Miasta Stołecznego postanowiły testowo otworzyć dwa buspasy dla motocykli. Zawsze coś :) Do następnego.