poniedziałek, 5 marca 2018

Z grubej rury

Tak to z marudzeniem bywa, że jak się długo nie marudzi, to marudzenie się zbiera, i potem potrafi nieoczekiwanie pierdolnąć. Tu, to jest na blogu, nie marudziłem od ponad dwóch miesięcy, więc nazbierało się sowicie.

Jak być może zauważyliście, jest zima. Dziś co prawda przez chwilę było plus trzy, ale generalnie pizga złem. A skoro pizga złem, to każde mądre stworzenie albo spierdala (jak na przykład ptaszyska), albo idzie spać (jak to ma w zwyczaju taki na przykład niedźwiadek). Gdy pizga, nie da się robić większości ciekawych rzeczy. Nie można jeździć na motocyklu, nie można robić zdjęć plenerowych, pozostaje tylko spożycie alkoholu w towarzystwie osób równie zniesmaczonych zimą.

Pamiętacie, jak wspominałem, że kupuję nowe, włoskie moto? Tiaaa... Moto miało być bardzo fajne, i być Ducati Monsterem. Ładnym, karbonowym, posiadającym mój upragniony ABS. Pojechałem, obejrzałem, wszystko cacy. Właściciel zaoferował się, że mi moto przywiezie. Ogarnąłem gotówencję, za pośrednictwem krwiopijców z banku, i grzecznie czekam na moto. W dniu, w którym miał do mnie przyjechać, dzwoni sprzedający: "bardzo mi przykro, ale ten kolega, co u niego stoi motocykl, to ja go poprosiłem, żeby podładował akumulator, a on wsiadł, no i się wywrócił". Szlag mnie mało co nie trafił. Wziąłem kilka głębokich wdechów, i przykazałem moto doprowadzić do stanu idealnego. Potrwało to prawie miesiąc, bo plastiki, bo hydrografika, bo klamki, bo to, bo tamto. W końcu - jest gotowy, przyjeżdża. Przyjechał, istotnie, na lawecie, został sprowadzony. Oglądam, podziwiam, wszystko cacy. Dałem okejkę, i mówię "zjedź mi nim proszę do garażu". Sprzedający wsiada, zapala silnik, wbija bieg, motocykl gaśnie. Ponawia procedurę, z tym samym efektem. I tak kilka razy. Na moje oko - czujnik stopki. Drobiazg, ale moto musi wrócić do warsztatu... Kilka dni później motocykl przyjeżdża po raz trzeci. Jeździ, odpala, cacy. Jest tylko jedno "ale". Nie ma tarczek ABS-u. Test na nawierzchni (dość śliskiej) garażu potwierdza - moto albo ABS-u nie ma, albo ABS jest niesprawny. Nie biorę, sio mi z tym złomem. Na drugi dzień otrzymałem od sprzedającego sążnistego SMS-a z bluzgami pod adresem moim i moich przodków. Kijaszek z margaryną na drogę, misiaczku. Tego samego dnia, tylko wieczorem, pojechałem obejrzeć krwisto-czerwoną Yamahę XJ6 Diversion, następnego dnia była już u mnie w garażu. Milutkie moto w długie trasy, ot takie, jak potrzebuję. I jak na złość wtedy właśnie pierdolnęły najgorsze mrozy. Takie srogie, dwucyfrowe, przy których wyjście na balkon nabiera cech wyprawy polarnej.

Dopiero dziś, jak już wspominałem, mróz na chwilę puścił. Nie tak, żeby dało się jeździć, na to liczyłem dopiero w okolicach weekendu. Oczywiście kochani znajomi wyprowadzili mnie z błędu, informując, że w weekend ma lać. Cudownie, kurwa mać, taki mamy klimat. Nie dość, że społeczeństwo jak z koszmaru socjopaty na grzybach, że rządzący których nawet reptilianie nie chcieliby porwać, bo nikt inny tak skutecznie nie zaszkodzi krajowi, jak nasi rodzimi politycy, to jeszcze musi pizgać przez połowę roku, a drugą połowę padać. Chyba czas przenieść się gdzieś indziej. Rozważam poważnie Cypr...